http://technologie.gazeta.pl/internet/5 ... lenia.htmlHusaria - kilka mitów do obalenia
Skrzydła husarii sprawiają olbrzymi kłopot nawet ekspertom z zakresu wojskowości. Wynika to z faktu, że husaria jako formacja wojskowa funkcjonowała bardzo długo, bo przez około 250 lat. W tym czasie ulegała wielu zmianom i modom. Nikt ówczesny nie zadał sobie trudu prowadzenia kroniki, albo przynajmniej rzetelnego opisu tego wojska. W źródłach pełno jest sprzecznych relacji osób, które widziały bądź słyszały o tej wyjątkowej kawalerii. Postaramy się zebrać je w spójną narrację i znaleźć ślad prawdy.
Raczej nie. Skoro przeciętny wzrost mężczyzny w Europie obniżał się od XII do XVI wieku, aby na przełomie XVII i XVIII wieku osiągnąć absolutne minimum, sięgające około 160 cm, mało prawdopodobne aby członkowie husarii mierzyli po dwa metry. Tym bardziej, że na początku XIX wieku, kiedy parametr ten systematycznie wzrastał, przeciętny wzrost mężczyzny w Europie nadal wynosił niewiele ponad 170 cm (tak, Napoleon Bonaparte był w swoim czasie przeciętnego wzrostu). Oczywiście "przeciętny" mówi tylko tyle ile wynosi średnia modalna. Nie wszyscy są jednak w środku skali i można ich nazwać "typowymi" przedstawicielami populacji. Zwłaszcza szlachtę, której zwykle w społeczeństwach w tamtym czasie było raptem kilka procent. Z niej to natomiast rekrutowała się husaria. Dobrze odżywiane szlacheckie dzieci mogły być wyższe, niż te pochodzące z najniższych warstw. Nadal jednak mało prawdopodobne, aby sięgały dwóch metrów.
Elitarność husarii polegała na czymś zupełnie innym. Jak już wspomniano, formacja funkcjonowała w Rzeczypospolitej Obojga Narodów (RON) od początku XVI do końca XVIII wieku i rekrutowała się wyłącznie ze szlachty. Wykorzystywana była natomiast do przeprowadzania decydujących uderzeń na siły przeciwnika. Charakterystyczna była też duża pewność siebie, czasem granicząca z brawurą i niezwykle wysokie morale husarii. Parafrazując to, co o husarii pisali twórcy z epoki - nie wystawiają wart ani nie ubezpieczają własnych tyłów, interesują się wyłącznie ścieraniem wroga w pył. Nawet mimo jego znaczącej liczebnej przewagi.
Husaria nigdy nie była liczna. W kulminacyjnym dla tej formacji momencie w historii, w 1621 roku pod Chocimiem znalazły się chorągwie husarskie w łącznej sile 8 tysięcy ludzi. Zwykle było ich mniej. Do połowy XVII wieku jednak skuteczność tej charakterystycznej polskiej jazdy zaskarbiła jej miano najlepszej na świecie. ....
Husaria to ci z parą skrzydeł na plecach?
Zygmunt Gloger, Encyklopedia Staropolska
No właśnie nie do końca. Niestety, na to pytanie nie da się udzielić krótkiej i zwięzłej odpowiedzi. Jednym z elementów, któremu husaria zawdzięczała tak doskonałe wyniki na polu bitwy było stosowanie elementów wojny psychologicznej. Skrzydła husarii śmiertelnie przerażały przeciwnika. Stan ten był korzystny dla wyników formacji, więc świadomie podejmowano w tym celu bardzo wiele zabiegów. Przykładowo, pod grotem husarskiej kopii przyczepiona była zwykle dwukolorowa taśma o długości nawet 250-300 cm. Kiedy jazda w pędzie zacieśniała szyk, opuszczając jednocześnie kopie, taśmy zaczynały niemiłosiernie łopotać, czasem także strzelając jak baty. W oczach członków atakowanego oddziału nagłe zwielokrotnienie przeciwnika, huk kopyt i migoczące, przeróżne barwy musiały wywoływać przynajmniej silny niepokój. Mało kto mógłby zdobyć się w takiej chwili na opanowanie. Efekt ten robił jednak jeszcze większe wrażenie na wierzchowcach przeciwnika. Z perspektywy tak strachliwego zwierzęcia jakim jest koń, ta sytuacja musiała być trudna do wytrzymania. Istnieją relacje, z których wynika, że szyki przeciwnika łamały się zanim dopadła do nich husaria.
Także pióra stosowano w tym samym celu. Przystrajano nimi hełmy i konie. Te ostatnie były także czasem malowane. Wszystko po to, żeby złamać morale przeciwnika. Abstrahując oczywiście od faktu, że pióra rzadkich ptaków były w Rzeczypospolitej częstą ozdobą. W dobrym guście było na przykład przystrajanie nimi czapek. Przynajmniej od wczesnego średniowiecza ludzie stroili się w ptasie pióra. Tereny Rzeczypospolitej nie były w tym wypadku wyjątkiem.
Jeśli chodzi o same skrzydła, to jak wynika z regulaminu popisowego roty husarskiej, każdy mógł używać dowolnego opierzenia. Ostatecznie, jeśli wierzyć relacjom spisanym w epoce (czasem powstającym na czyjeś zamówienie), na polu bitwy skrzydła pojawiały się rzadko, nie podwójne, ale pojedyncze, i przypinane raczej do siodła, niż do napleczników. Raczej, bo uchwyty na lekkie, a zatem pewnie i krótkie skrzydełko znajdują się także na kilku wiarygodnych egzemplarzach muzealnych. Co więcej, informacje o skrzydłach zakrzywionych do przodu pojawia się w źródłach tylko dwa lub trzy razy. W innych nie wspominano o żadnym zakrzywieniu. Dodatkowe światło na tę kwestię rzucają malowidła z okresu funkcjonowania husarii. Uważane obecnie za typowe dla husarii skrzydła widywane są tam bardzo rzadko i zwykle są proste, albo wygięte, ale do tyłu.
W ramach ciekawostki - pierwsze wyobrażenie husarii ze skrzydłami znalazło się na tak zwanej Rolce Sztokholmskiej z 1605 roku. Jeźdźcy mają na obrazie za plecami po jednym, czarnym skrzydle zakrzywionym do tyłu. Gwasza prezentowała paradny wjazd króla polskiego Zygmunta III do Krakowa, 4 grudnia 1605 roku (niewiele ponad miesiąc po spektakularnym zwycięstwie pod Kircholmem). Parada odbyła się z okazji jego małżeństwa z austriacką arcyksiężną Konstancją. Jeśli się przyjrzeć, okazuje się, że husarze ustawieni w szeregi ubrani są w ozdobne jaki i lamparcie skóry. Pochód miał więc ewidentnie pokazowy charakter.
Slajd 3 z 8Pokaż pasek przewijania|Zgłoś problem|Bezpośredni link
Eliminator Slajdów
Łopot pierzastych skrzydeł odstraszał wroga
Rolka Sztokholmska
Ze źródeł wynika, że skrzydła zaczęto powszechnie stosować dopiero w XVIII wieku, kiedy husaria pełniła już tylko funkcje kompanii honorowej i tak zwanego wojska pogrzebowego, nadającego wznioślejszej symboliki przy ostatnich pożegnaniach prominentnych obywateli RON. Co ciekawe, wśród wykorzystywanych wtedy piór znajdowały się często orle lub/i sępie. Po prostu były duże i mocne... i tak, sępy występowały kiedyś na terenie nawet współczesnej Polski (w górach), nie mówiąc nawet o rozległych stepach Rzeczypospolitej. Nie do końca wiadomo jednak, czy pióra były zbierane, czy wydzierane ptakom. Jedno jest natomiast pewne. Ptaków tych było wtedy na niebie nieco więcej, a orzeł, mimo iż herbowy nie cieszył się czcią hinduskiej świętej krowy.
Husarię opisywano jako "skrzydlatą jazdę" także jednak w zagranicznych relacjach z epoki. Przypuszcza się jednak, że zagraniczni posłowie jedyną szansę ujrzeć husarzy mieli właśnie podczas defilad i ceremonii, nie zaś w polu. Dobrą reklamę polskiej jeździe robiła też niesłychana zwrotność tej pancernej formacji i zdolność do błyskawicznego "spadania" na ofiarę. W schyłkowej fazie funkcjonowania husarii, za panowania Wettynów, chyba w ramach wisienki na torcie zaczęto ozdabiać husarskie hełmy ażurowymi, blaszanymi skrzydełkami. To już jednak nie była ta sama formacja, co w latach swej świetności.
Skąd więc para skrzydeł? Prawdopodobnie konfiguracja ta pojawiła się dopiero w XIX wieku, kiedy w podzielonej zaborami Polsce usilnie szukano symbolu potęgi ojczyzny. Odtwarzanie przeszłej rzeczywistości nie było więc wtedy tak niezbędne jak wlanie w ludzkie serca nadziei. Stąd luźna wariacja na temat skrzydlatej jazdy, która budziła ten dreszczyk niepokoju u każdego kto widział ją w akcji. Stąd też "uniformy" husarzy. Jak nie spojrzeć na XIX źródła, każdy skrzydlaty jeździec ubrany był w żółte buty i czerwoną delię. W rzeczywistości jednak nie sposób było zmusić szlachtę, aby ubrała się identycznie. Każdy chciał się wyróżnić, a jedynym elementem stroju i uzbrojenia, który zapewniała Korona była kopia. Resztę broni, zbroi i okryć każdy zdobywał we własnym zakresie. Żeby wszystko wyglądało identycznie musieliby indywidualnie zamawiać opancerzenie i ubrania według jednego wzoru.
Poważny problem z punktu widzenia poprawności historycznej stanowią obecnie muzealne eksponaty. Spora część zachowanych w muzeach egzemplarzy skrzydlatych kirysów to XIX-wieczne falsyfikaty. Niektóre nawet mało fachowo wykonane. Oczywiście, nie jest to tajemnicą dla pracujących tam ekspertów. Wychodzą chyba jednak z założenia, że XIX, czy XVII wiek, wszystko to przecież czas przeszły i jeśli wszyscy kojarzą husarię z parą skrzydeł zawiniętych do przodu, to po co niszczyć takie piękne skojarzenia?
I jeszcze jedno. Powszechnie panuje przeświadczenie, że pióra przymocowane do skrzydeł miały na celu przerażenie przeciwnika swoim szumem. Wątpliwe jednak czy pióra rzeczywiście wydobywały jakikolwiek dźwięk. Nawet jeśli, nie wydaje się aby było go słychać spod huku kopyt rozpędzonej kawalerii. Już podczas prób inscenizacji cwał kilkunastoosobowego oddziału konnych dowodzi, że widząc szarżującą ciężkozbrojną kawalerię "szum" skrzydeł nie jest do niczego potrzebny.
Slajd 4 z 8Pokaż pasek przewijania|Zgłoś problem|Bezpośredni link
Eliminator Slajdów
A co z lamparcimi skórami?
No właśnie, doborowa jazda i wszyscy w lamparcich skórach. Czy rzeczywiście okrywano się skórami dzikich kotów? Tak, lamparcie, tygrysie, lwie i inne skóry dużych kotów rzeczywiście noszone były przez towarzyszy husarskich. Nie wiadomo co prawda, czy w warunkach bitewnych, czy tylko na paradach, ale to akurat nie mit.
Zjawisko nie było jednak aż tak ogromne, jak mogłoby się wydawać. Świat nigdy nie ujrzał 20 tysięcy husarzy odzianych w panterkę (dosłownie). Po pierwsze, nawet w czasach świetności tej formacji, składała się ona z najwyżej 8 tysięcy konnych.
Z jej struktury organizacyjnej wynika natomiast, że taką skórą mógł się pochwalić najwyżej co czwarty, może piąty jeździec. Były one zarezerwowane wyłącznie bowiem dla tych, których było na nie stać. W tamtym czasie nikt nie importował ich masowo do Polski ani na Litwę. Cena takiej skóry była więc horrendalnie wysoka... i właśnie dlatego je noszono. Husaria była bowiem naturalną kontynuacją rycerstwa - w każdym razie - w sensie społecznym.
Do formacji należeli nie tylko wysoko urodzeni obywatele RON, ale także i ich przyboczni, nazywani pocztowymi. Przyczyna dopuszczenia niższej szlachty do elitarnej jednostki jest jednak banalna. W najlepszym interesie każdego powoływanego towarzysza husarskiego było przyprowadzenie ze sobą od trzech do nawet siedmiu pocztowych, na równi walczących z przeciwnikiem, ale i dbających o zdrowie swego pana. Ci także nosili czasem zwierzęce skóry - na modłę swych suwerenów - ale były to zazwyczaj wilcze lub niedźwiedzie futra.
Ze źródeł wynika, że towarzysz husarski pobierał żołd w imieniu swoich podwładnych, w zamian uzbrajając i dostarczając konia. Nierzadko zdarzało się też oczywiście, że część pieniędzy za służbę trafiała do sakwy pocztowych. Przeciwstawiając bowiem koszt uczestnictwa w chorągwi husarskiej wpływom z żołdu... okazuje się, że nie sposób byłoby się utrzymać za królewskie pieniądze. Dlatego przynależność husarską traktowano nie jako sposobność do życia na garnuszku państwa, ale jako wysoki prestiż połączony z możliwością zrobienia kariery wojskowej, a więc dochrapania się zaszczytów, łupów lub zwyczajnie jako walkę z nudą. Magnackie dzieci nie orały bowiem pól, ani nie doglądały inwentarza. Stąd też pomysł na strojenie się w skóry dzikich kotów, pokazujące status materialny nosicieli.
Może brzmi to komicznie, ale biorąc pod uwagę przeciętne straty chorągwi husarskich, było to jedno z najbezpieczniejszych miejsc dla magnackiego syna. Wystarczyło zadbać o szkolenie młodego chłopca i dobrze go wyposażyć aby już kilka lat później przynosił swojej rodzinie splendor i chwałę.
Slajd 5 z 8Pokaż pasek przewijania|Zgłoś problem|Bezpośredni link
Eliminator Slajdów
Husaria? Takie wojsko to tylko w Polsce
Husaria, jako taka, owszem, była wytworem polskim. Sama koncepcja znacznego zredukowania rycerskiego opancerzenia i zmiany taktyki walki ma rodowód węgiersko-bałkański. Już w XV wieku wspomniani wcześniej Racowie, mimo niepowodzeń we własnej ojczyźnie radzili sobie z osmańskimi wojskami znacznie lepiej niż ciężkie europejskie rycerstwo, albo późniejsza piechota. Rzeczypospolita miała natomiast to nieszczęście być sąsiadem Imperium Osmańskiego w okresie jego ekspansji. Zaczęto więc na terenach Węgier werbować Raców do obrony granic Korony i Litwy. Pomagały w tym zdecydowanie nienajgorsze wtedy stosunki RON z Siedmiogrodem.
Widząc efektywność praktycznie nieopancerzonych, a wyposażonych jedynie w dużą tarczę i cienką, długą kopię Raców - w nowych warunkach wojennych, gdzie honor i pojedynki do zmroku nie były mile widziane, a broń otrzymywało nawet chłopstwo - polska szlachta zaczęła ograniczać własne opancerzenie, stawiając raczej na wyszkolenie i zwrotność. Odchudzono też rycerskie kopie. Serbscy jeźdźcy, nazywani w Polsce "usarzami" byli natomiast systematycznie wyposażani w kolejne elementy lekkiego uzbrojenia ochronnego, zwiększającego ich przeżywalność. Wreszcie, król RON, Stefan Batory usankcjonował prawnie istnienie husarii, w której skład weszły różne rodzaje podobnych do siebie wojsk, tworząc husarię, którą znamy jako ikonicznie polską. To oczywiście brutalne skrócenie ponad stu lat historii do raptem kilku zdań.
Husaria nie jest więc do końca polskim pomysłem. Podobnie zresztą jak szabla, ale o tym później. Rzeczywiście była jednak husaria bardzo charakterystyczna na tle całej Europy i nigdzie nie udało się tego sukcesu powtórzyć. Próbowano jednak. Wiele "husarii" zdeptało kopytami swych koni różne kraje. Próbowali Rosjanie i kilka krajów Europy Zachodniej. Nie wiedzieć czemu, nie udało im się. Co ciekawe, bezskutecznie próbowali i Węgrzy. Nigdzie jednak husaria nie stanowiła jednak takiej mocy jak ta polsko-litewska... i nie do końca wiadomo dlaczego tak było.
Nie jest oczywiście tak, że kraje zachodnie i południowe nie miały w ogóle pancernej jazdy. Ostatecznie jednak ograniczono się do formacji znanej jako kirasjerzy, funkcjonującej później także i na terenie Księstwa Warszawskiego (14 pułk sformowany 1809 roku). W początkowej fazie rozwoju kirasjerzy ostrzeliwali przeciwników z broni palnej, stosując tzw. kontrmarsz, czyli podjeżdżając możliwie najbliżej przeciwnika i cofając się, pod osłoną ognia. Będący wcześniej w Polsce i prawdopodobnie znający husarię feldmarszałek Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego Gottfried Heinrich von Pappenheim uznał jednak w trakcie wojny trzydziestoletniej, że z opancerzonej jazdy może być więcej pożytku i zaczął kirasjerów wykorzystywać do szarży cwałem, czyli na pełnej prędkości konia. Stało się to jednak możliwe dopiero po dostosowaniu opancerzenia i wprowadzeniu odpowiedniej taktyki. Mimo sukcesów kirasjerów, nadal uważano będącą w pełnym rozkwicie polską husarię za niedościgniony wzór.
Slajd 6 z 8Pokaż pasek przewijania|Zgłoś problem|Bezpośredni link
Eliminator Slajdów
Husaria kontra huzarzy
Formalnie, członek husarii to nie huzar. Owszem, oba słowa wyszły z tego samego źródła. Pochodzą od XV wiecznej rackiej lekkiej jazdy. Racowie to staropolskie określenie Serbów. Jeźdźcy ci w Królestwie Węgier, w którego skład wchodził wtedy fragment Serbii, nazywani byli huszarami (wym. husarami). Oznaczało to "rozbójników" albo "bandytów.
Wielu z nich zwerbowano na tereny ówczesnej Rzeczypospolitej, nazywając ich "usarami". Jako tacy stali się inspiracją do powstania formacji o nazwie "husaria". Nie dla wszystkich jest jednak jasne, że brak znaczącego uzbrojenia ochronnego pozwalał im na szybkie przekwalifikowanie się. Kiedy broń palna zyskała na znaczeniu na polu bitwy, niektórzy huszarowie służyli na Węgrzech, jako mobilni strzelcy. Formacje tego typu doceniono jednak dopiero w późniejszych wiekach. Na tyle jednak, że zaczęto je tworzyć także na terenie Europy zachodniej. W ten sposób do jeźdźców z pistoletami, albo prymitywnymi karabinami i pałaszem przy siodle przywarła nazwa "huzar".
Huzarzy byli zatem XVIII-XIX wieczną, lekka jazdą. Husarzy natomiast, czy raczej towarzysze husarscy (bo takiej nazwy w Polsce używano) byli członkami niezwykle mobilnej i zorganizowanej polskiej półciężkiej jazdy przełamującej. Różnica jest oczywista.
Owa "formalność" z początku wynika z faktu, że obie formacje miały niewielkie szanse spotkać się w polu. Z początkiem XVIII wieku husaria stanowiła już relikt wspaniałej przeszłości, huzarzy natomiast świętowali sukcesy na polach bitew i stawali się nieodzownym składnikiem każdej armii. Mimo to, mylenie husarza z huzarem to jak nazywanie samochodu samolotem - błąd.
Żeby było ciekawiej, w czasach husarii, jazda wyłącznie strzelająca z broni palnej, ale uzbrojona w otwarty hełm, osłonę tułowia i rąk nazywana była rajtarami, bądź rajtarią. W źródłach zachowały się zapisy, że towarzysze husarscy niechętnie godzili się walczyć po rajtarsku.
Slajd 7 z 8Pokaż pasek przewijania|Zgłoś problem|Bezpośredni link
Eliminator Slajdów
Husaria używała głównie szabel... husarskich
fot. MWP
Fakt, szabla husarska, jeden z symboli tej formacji, zaopatrzona w charakterystyczną osłonę kciuka (tzw. paluch), pomagającą także w precyzyjnym operowaniu ostrzem, to niezwykle uniwersalna i dopracowana broń, która przez dziesiątki lat ewoluowała na polach bitew. Typowa "husarka" ważyła niespełna 900 gramów i mierzyła do 90 cm. Dzięki swej konstrukcji i wynikających z niej możliwościach uznawana jest przez wielu ekspertów za najlepszą broń białą na świecie. To samo mówi się jednak także o japońskiej katanie. Można więc polemizować.
Tym, co dawało husarii rzeczywistą przewagę nad przeciwnikiem była jednak lekka, ale bardzo długa, bo sięgająca nawet 6,2 metra kopia. Oczywiście nie od razu osiągnęła tę wartość i nie zawsze była tak długa. Sęk w tym jednak, że była znacznie dłuższa niż najdłuższe piki piechoty. Przeciętna długość tej ostatniej oscylowała natomiast wokół 3 metrów. To też dużo, ale niewystarczająco aby grotem piki zaprzeć się choćby o końską pierś rozpędzonego husarskiego wierzchowca. Przy dobrze przeprowadzonym natarciu pierwsze szeregi pikinierów były wręcz zdejmowane kopiami jeźdźców. Jedna z licznych historii o dokonaniach husarii opowiadała o tym, jak w bitwie pod Połonką w 1660 roku jeden z husarzy przebił swoja kopią aż sześciu rosyjskich piechurów. Jeśli to prawda, to impet uderzenia musiał być naprawdę olbrzymi.
Siła uderzenia nie zatrzymywała się jednak na pierwszych szeregach. Tym, którym udało się uniknąć trafienia kopią, mając niewielkie pole manewru wpadały często pod końskie kopyta. Niedobitków ścinały natomiast zawijające się za plecy wrogiego oddziału skrzydła husarskiego szyku.
To przy perfekcyjnym natarciu. Zdarzało się jednak, że husarze zmuszeni byli odpaść od zaatakowanego oddziału aby powtórzyć szarżę.
Kiedy jednak znajdowali się już w zwarciu mogli sięgnąć po szablę. Inną bronią, którą husarze potrafili posługiwać się po mistrzowsku były koncerze, czyli cienkie, graniaste miecze służące do przebijania. Mierzyły one nawet ponad 2 metry długości (choć przeciętnie mieściły się między 1,5-1,8m), a w przekroju przypominały trój- lub czteroramienną gwiazdę. Chodziło o maksymalne usztywnienie sztychu (ostrego końca), przy minimalnej masie broni. Koncerze zaopatrzone były bowiem w jednoręczny uchwyt, czasem przypominający szablowy (z osłoną dłoni), a kiedy indziej mieczowy (otwarty).
Dzięki doskonałemu wyszkoleniu husarze potrafili jednak używać wielu rodzajów broni. Bardzo popularną i nie wiadomo, czy nawet nie popularniejszą od szabli z paluchem, czy pałasza był nadziak. Pod tą tajemniczą nazwą kryje się jakby specjalny młotek. Tyle, że ten konkretny, zakończony był płaskim klockiem z jednej i długim kolcem z drugiej strony. Była to broń, bez wątpienia śmiercionośna i służąca do zabijania. Możliwości fechtunku przy pomocy nadziaka są bowiem dramatycznie ograniczone. Nadziaki, nazywane także pieszczotliwie "obuszkami" stanowiły w owym czasie swoisty symbol husarii. Ich właściciele często łączyli fantazję ze sporym majątkiem, używając egzemplarzy robionych na specjalne zamówienie. W muzeach bez trudu znaleźć można zdobione nadziaki, w których młoteczek na drugim końcu kolca wyprofilowano na kształt zaciśniętej pieści, a kolec przywołuje na myśl ptasi dziób. W zależności od upodobania, jeźdźcy stosowali też czekany, najbardziej chyba podobne do rycerskich toporów. W uproszczeniu, od nadziaków odróżniał je głównie fakt, że w miejscu kolca znajdował się wąski toporek.
Na wyposażeniu towarzysza husarskiego mogła znaleźć się także broń palna. Nieraz przy siodle znajdowały się, na przykład, pistolety. "Mogła się znaleźć", ponieważ de facto sprawę uzbrojenia pozostawiano samemu towarzyszowi husarskiemu. Jeśli chciał siąść na koniu nago i na oklep, hipotetycznie, mógł to zrobić. Skarb państwa zapewniał kopie. Resztę husarzy mieli zorganizować we własnym zakresie. I tu znów słowo "hipotetycznie" powinno się pojawić w nawiasach, ponieważ prowadząc zaciąg do chorągwi husarskiej określano wymagania. Istniały też regulaminy, które jasno mówiły co komu wolno i jak ma się uzbroić.
Nie oznaczało to jednak, że husaria wyglądała zupełnie jak na filmach, cała w żółtych butach, czerwonych deliach, w identycznych hełmach i z takimi samymi ryngrafami spod prasy.
W kwestii uzbrojenia ochronnego, husaria łączyła wschód z zachodem. Lżejsze od rycerskich osłony ciała ograniczano do efektywnego minimum. Napierśnik, czasem także spięty z naplecznikiem (mówimy wtedy o kirysie) wzorowany był na tradycjach zachodnich i miał ustrzec jeźdźca przed postrzałem, otwarty hełm nowego typu - szturmak, szyszak, a czasem także pappenheimer, oraz wzorowane na wschodzie karwasze miały chronić użytkownika przed cięciami, jednocześnie dając mu pełny ogląd pola bitwy, i nie krępować jego ruchów.
Ostatni slajdPokaż pasek przewijania|Zgłoś problem|Bezpośredni link
Eliminator Slajdów
Husaria była niepokonana i nie wiadomo czemu się skończyła
Peter Sneyers
Owszem, husaria była w swym czasie niezwykle skuteczną formacją. Według niektórych historyków nie przegrała żadnej bitwy przez 125 lat, ustanawiając bodaj rekord... i za to im chwała. W tym czasie do służby weszło prawdopodobnie ponad 5 pokoleń wojowników. Formacja istniała jednak aktywnie przez ponad 200 lat. W tym czasie przeżywała lepsze i gorsze chwile.
Swoją renomę husaria zdobyła jednak głównie dzięki takim wyczynom jak bitwa pod Kircholmem w 1605 roku, kiedy to na 1 zabitego husarza przypadało prawie 700 zabitych Szwedów. Licząca 3600 osób armia Rzeczypospolitej oraz Księstwa Kurlandii i Semigalii stanęła na przeciw wrogiej armii, liczącej niemal 11000 osób. Chwilę później niedobitki szwedzkiego wojska rzuciły się do panicznej ucieczki. Szacuje się, że aż 9000 Szwedów zginęło. Po stronie polskiej poległo natomiast zaledwie 100 osób - w tym 13 husarzy - a około 200 osób zostało rannych. Innym przykładem husarskiej brawury była niewielkie starcie pod Kutyszczami w 1660 roku, kiedy to 140 osobowy pułk husarski natknął się na połączone pułki rosyjskiej jazdy i kozackiej piechoty. Siły wroga liczyły łącznie około 3000-3500 osób. Husaria rozgromiła przeciwnika niemal nie ponosząc strat własnych, mimo iż przewaga sił rosyjsko-kozackich wynosiła od 20-25 do 1.
Takie wydarzenia budowały obraz husarii na świecie i w wyobrażeniu samych jeźdźców. Bywało, że atakowali w kompletnie niesprzyjających warunkach i mimo przeszkód terenowych, a i tak wychodzili z potyczek zwycięsko.
Legendarnym wręcz momentem w polskiej wojskowości była szarża pod Chocimiem w 1621 roku. To właśnie wtedy, w obliczu tureckiej inwazji, udało się zebrać w jednym miejscu najwięcej husarzy w historii formacji. 8 tysięcy konnych w perspektywie 120-150 tysięcznej armii młodego sułtana Osmana II nie stanowiło być może imponującej liczby. Mimo to, chorągwiom husarskim udało się całkowicie rozbić wrogie siły i przekreślić losy niechybnej inwazji. Nie było oczywiście tak, że strona polsko-litewska wystawiła wyłącznie husarię. Ciężkozbrojnych jeźdźców wspomagały lżejsze oddziały pancerne i Kozacy Zaporoscy. To jednak na widok panicznie uciekających przed husarią mas tureckiej armii młody sułtan ponoć z bezsilności zaniósł się płaczem. To spektakularne zwycięstwo nie odbyło się jednak lekko i od razu. Zanim Turcy rzucili się do ucieczki pod murami Chocimia poległo kilkanaście tysięcy sprzymierzonych.
To także doskonale dowodzona husaria zwycięstwem pod Kłuszynem otworzyła polskiej szlachcie bramy Rosji i pozwoliła posadzić młodego Wazę na carskim tronie. Nie na długo, co prawda, ale naszym rodakom udało się to jako pierwszym i jednym z dwóch w historii. Manewru tego dokonała później także wielka armia Napoleona. Oni też jednak nie zdążyli się na Kremlu rozgościć. Po dziś dzień natomiast w Rosji dzień niepodległości przypada w symbolicznym dniu wypędzenia polskiej szlachty z Moskwy i zakończenie Wielkiej Smuty.
Dowodem na to, że husaria cieszyła się międzynarodowym uznaniem była pewna szczególna sytuacja z okresu odsieczy wiedeńskiej (1683 r.). W trakcie jednego ze starć na przedpolach miasta, kilku austriackich dowódców wstrzymało przemarsz kolumny swoich oddziałów, aby móc spokojnie obserwować kunszt i piękno husarii, składającej się w tym czasie do szarży.
Najlepszą rekomendacją husarii mógłby być chyba jednak wyryta złotymi zgłoskami w polskiej historii wypowiedź szwedzkiego króla Gustawa II Adolfa Wazy. W 1626 roku, obserwując masakrujących jego oddziały husarzy monarcha stwierdził ponoć z tęsknotą w głosie, że gdyby miał taką jazdę jak husaria i swoją piechotę, to w pół roku obozowałby pod Konstantynopolem.
Po wielu latach chwały i na husarię przyszedł jednak koniec. Powodów było - jak zwykle - bardzo wiele. Do głównych trzeba jednak zaliczyć zubożenie szlachty, wynikłe z wyniszczających wojen prowadzonych w XVII wieku. Jako, że husaria werbowała się spośród wysoko urodzonych i polegała na majętności ich skarbców, kiedy szlachtę przestało być stać na zakup specjalnie szkolonych, husarskich koni, ani tym bardziej na wyposażenie pocztowych, liczebność formacji zaczęła się dramatycznie kurczyć. W czasie kryzysu gospodarczego zmieniły się też priorytety magnaterii. Zamiast bronić granic Rzeczypospolitej osobiście, albo zainwestować w szkolenie pocztowych, zaczęła szukać ochrony w innych państwach i większość swych wysiłków skierowała ku działaniom dyplomatycznym. Pojawiła się także doktryna, że o ile Rzeczypospolita będzie słaba, nikt nie będzie czuł konieczności aby z nią walczyć. Polityka ta m.in. sprowadziła na ówczesny kraj rozbiory.
Nie bez znaczenia była też ewolucja broni palnej. W początku swego istnienia, husaria musiała przetrwać dwie salwy z muszkietów. Pierwszą z odległości kilkudziesięciu metrów, drugą natomiast już z bliska. W wypadku tej pierwszej, pokutował słaby zasięg karabinów, nie wyrządzających na tym dystansie większych szkód ani jeźdźcowi ani wierzchowcowi. W tym drugim natomiast, trafienie mogło już skończyć się śmiercią. Nie działo się tak jednak zbyt często. Dlaczego? Można chyba tylko zgadywać, że salwa z 20 metrów - podczas gdy kopie husarskie mierzyły 5-6 metrów - wystrzeliwana z perspektywą własnej rychłej śmierci była niezbyt zgrabna i mało efektywna. Wraz z rozwojem broni palnej opancerzanie jeźdźców niemal całkowicie straciło na znaczeniu. Wystrzały padały jeden za drugim. Poprawiła się też celność. Gdzieniegdzie, w armiach świata pozostały jeszcze garstki kirasjerów, ale bardziej z nostalgii niż praktycznego zastosowania. Wreszcie wiodącą bronią stała się broń palna, a wraz z husarią ostatecznie zeszła z pól bitwy także i polska szabla. Zastąpiły ją pałasze noszone przez wynajmowane i rekrutowane wojska cudzoziemskiego autoramentu (wzoru). Niedługo potem, w trakcie zaborów zapomniana zostanie także sztuka walki polską szablą. Do dziś nie udało się jej w pełni odtworzyć.