W imieniu Rodziny Pękala pragnę podziękować za chwil tych parę.
Już dwa dni odkąd pożegnałem Was(wszystkich uczestniczących) i jakoś dojść do siebie nie mogę.
Jakoś pusto, tęskno i chciało by się dłużej, więcej.
Człowiek patrzy w ten komputer i wspomina zimny bolkowski piątkowy poranek, szum wiatru, powiew sukni w tańcu, świst cięciw, chmury dymu wystrzału, cierpkość nalewek, piekący oczy dym rozpalanego ogniska....
Było jak zwykle wspaniale.
Z tym czasem to prawda. Zdecydowanie za mało, na te Ich pomysły!
Sobotni kulowy - przeprowadzony jak w zegarku.
O tej jedziemy, o tej wracamy - poślizg - 15 min.
Miłe i zgrane towarzystwo.
Strzelanie do ostatniej kuli.
Roman rządzi!
Potem otwarcie.
Łuczniczy - Tomasz naprawdę w dechę przygotował ten konkurs.
Konkurencje pomyślane tak by każdy z uczestników się bawił.
NIe było tego nudnego oczekiwania na swoją kolej.
Te zadeklarowane i co najważniejsze dokładnie 45 punktów drużyny pod wodzą Alicji przejdzie do historii
oraz pająk co z nami wygrał
Równolegle - musztra muszkieterska regimentów pod wodzą "mon capitaine" Carlos. (też wziąłem udział
)
Równolegle konkurencje fechtunkowe 150 walk w bardzo krótkim czasie - niezłe.
Równolegle - pichcenie konkursowe przy kuchni.
Te kotleciki Sylwii - palce lizać - parę sztuk zjadłem.
Ta potrawka Tomka Rejfa - mniam.
Potem tańce - warsztaty prowadzone przez Naszą Kochaną Panią Kierownik(NKPK).
Warsztaty na !
20 par!, czyli 40 osób.
Tańce te same co zwykle i o to chodzi - Ci co umieją mają pewną zabawę i mogą pomóc nauczyć tańca tych co jeszcze nie umieją lub przypominają sobie ponownie.
Wszystko wyszło super! (czyli jak zwykle)
Potem chwila oddechu i wieczorna uczta na dziedzińcu.
Szwedzki stół i konkurs nalewek z rozbrajającym podchmieleniem próbujących
O biedna Zu...
...i znów tańce u stóp wieży.
Te ciągłe kłócenie się o numerację :
- "Czy my jesteśmy jedynkami, czy dwójkami???"
czy
- "ja już nic nie wiem - co teraz?"
... a muzyka gra...
Im bardziej w noc tym Zielona Góra głośniej na gitarze gra.
A My im w tym wtórujemy swymi głosami.
Niedzielny poranek przywitał kawą robioną przez krzątającą się Agatę(o jakże jestem jej wdzięczny).
Potem konkurencje muszkieterskie na 3 zastępy pijaków wraz z dowódcą i swoim fraucymerem.
A ile z tego zabawy było?
I wreszcie bitwa, acz kto wygrał nie pomnę.
Ha!
Wszyscy wygraliśmy tym, że uczestniczyliśmy w tym święcie.
A wszystko to dzięki wspaniałym ludziom z Wolej Kompanii Sarmackiej,
którzy mimo chorób i niedomagania stanęli (jak zwykle) na wysokości zadania.
CHWAŁA IM!
CHWAŁA!
CHWAŁA!
CHWAŁA!
... a teraz siedzę przed kompem i próbuje poczuć zapach tych chwil...............
ps. Do Warszawy w 6-7 godzin:
Bolków - Wrocław(obwodnica) - 8 - 14 - Sieradz - 14 - Zduńska Wola - 14 - Rzgów - 714 - 713 - Andrespol - Brzeziny - 72 - Jeżów - 705 - Skierniewice - 70 - 719 - Żyrardów - Grodzisk Mazowiecki - Pruszków - Warszawa .
Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie lepiej - w końcu będzie już po EURO.
ps2. Mam ok 800 zdjęć do obrobienia - muszę jeszcze znaleźć na to czas...